6 tygodni po porodzie – dobre złego początki

Mam koleżankę, która mieszka w Paryżu. Urodziła dziecko mniej więcej w tym samym czasie, kiedy my z mężem powitaliśmy naszą córeczkę Lenkę. Krótki macierzyński, inne zalecenia dotyczące karmienia piersią – różnice w standardach Polska – Francja były ogromne. Najbardziej jednak zdziwiło mnie, że cała opieka okołoporodowa, którą otrzymała moja przyjaciółka jest za darmo, ale pod pewnymi warunkami. Gdyby nie zgodziła się na NATYCHMIASTOWE rozpoczęcie rehabilitacji krocza i mięśni dna miednicy, musiałaby za poród zapłacić. Zaczęłam przeglądać internet – Francja, Niemcy, Australia… W coraz większej liczbie krajów lekarze, pacjenci, a nawet politycy uważają, że lepiej rehabilitować od razu, niż leczyć konsekwencje – fizjologiczne i psychiczne powikłań poporodowych u kobiet.

A jak opieka poporodowa wyglądała u mnie? Z pierwszą córką 5, z drugą 3 dni w szpitalu, gdzie w trakcie porannego obchodu lekarze z daleka rzucają okiem czy wszystko w porządku. Potem 3 wizyty położnej. Ja oglądana byłam tylko na pierwszej z nich. Po 6 tygodniach kontrola. Wszystko ok, zdejmujemy szwy, ciało będzie stopniowo wracać do kondycji. Gdyby pojawiły się problemy z nietrzymaniem moczu PROSZĘ ZACISKAĆ ZWIERACZE W TRAKCIE ODDAWANIA MOCZU… Już po pierwszym porodzie wiedziałam, że to kompletna bzdura, że tak robić nie wolno, przed ciążą miewałam nawracające zapalenia pęcherza. To wtedy urolog powiedział mi, że pod żadnym pozorem nie można regularnie hamować strumienia moczu. Wychodząc z gabinetu ginekologa innej rady nie dostałam.

W poczekalni do lekarza po 3 miesiącach po porodzie znalazłam przypadkowo wizytówkę do rehabilitantki, która prowadziła zajęcia ruchowe w mojej szkole rodzenia. Wspominała, że można u niej sprawdzić, czy mięśnie brzucha wróciły już na miejsce, czy mięśnie pochwy sprawują swoje funkcje itp. Od razu umówiłam się na wizytę za dwa tygodnie. Niestety, byłam tak zaaferowana pojawieniem się dziecka, że pomyliłam dni. Na wizytę było już późno. Kolejnego terminu nie ustaliłam aż do dzisiaj. Prawdopodobnie był to mój największy błąd, jako młodej mamy. Już wtedy było tragicznie, chociaż ciągle udawałam, że jest wspaniale. Pierwszy raz w życiu nie miałam pełnej kontroli nad swoim ciałem, sikałam bez wcześniejszych sygnałów (uczucia parcia na pęcherz). Popuszczałam kichając, kaszląc, śmiejąc się, podskakując. Raz zdarzyło mi się, że wyszłam na chwilę do sklepu z dwutygodniową Lenką. W drodze powrotnej poczułam, że musze się natychmiast wypróżnić. Nie do końca zdążyłam, kiedy w toalecie zobaczyłam brudną bieliznę płakałam chyba godzinę, z upokorzenia, wstydu, bezsilności i w poczuciu totalnego osamotnienia. To nie są sytuacje, które dzielisz z kimkolwiek, nikt się nad Tobą nie użala bo nikomu o tym nie możesz powiedzieć.

Tak wtedy myślałam.

Seks. To kolejny kamyczek w ogrodzie moich problemów. Po zakończonym połogu seks był porażką. Nic mnie nie bolało, ale de facto prawie nie miałam czucia w pochwie jakby tam była wielka jama. Czułam jakby cała akcja odbywała się jakby poza mną, zamiast orgazmu czułam frustrację.

Dziś zastanawiam się, dlaczego wtedy nie potraktowałam tych sygnałów poważnie. Dopiero teraz, kiedy mówię to głośno, piszę i czytam, to jakbym słuchała obcej osoby, myślę sobie, że moje ciało krzyczało o pomoc. Wtedy jednak żyłam na hormonalnym haju. Nie liczyło się nic oprócz zdrowia i szczęścia mojego dziecka, mojej powiększonej właśnie rodziny. Lekarskie „wszystko jest porządku”, które usłyszałam po 6 tygodniach dodatkowo utwierdziło mnie w przekonaniu, że otrzymałam wystarczającą pomoc. Dziś nie mogę przestać myśleć o tym, jak bardzo to było nie fair. W gabinecie lekarza, który jest autorytetem w dziedzinie zdrowia, nie dostałam ani pomocy, ani drogowskazu, co robić, dokąd iść, gdzie szukać pomocy. Chyba największym problemem w Polsce, jest brak czytelnego i oczywistego miejsca gdzie z tematem nietrzymania moczu możemy się, jako kobiety udać. Czy to jest urolog czy ginekolog?

Odpowiedź na te pytania, dziś wydaje mi się oczywista. Po 5 latach trafiłam do gabinetu rehabilitacji. Obejrzała mnie rehabilitantka uroginekologiczna i stwierdziła, że moje mięśnie dna miednicy są tak osłabione, że praktycznie nie sprawują swoich funkcji.

Nie była zdziwiona, że nie przyszłam wcześniej. Dowiedziałam się od niej ze w Polsce na powikłania poporodowe cierpi (i nie leczy się) mnóstwo kobiet – nietrzymanie moczu dotyczy połowy z nas, bóle w dolnej części kręgosłupa – prawie 70%. Tysiące kobiet nie rozmawia o bolesnym, bądź niesatysfakcjonującym współżyciu. Po pierwszej wizycie byłam oszołomiona, ale też obiecałam sobie, że będę walczyć z problemem. Mam 38 lat i wiem, że to nie jest za późno żeby zapomnieć całkowicie o problemie nietrzymania moczu.

EDYTA